piątek, 18 listopada 2016

„Nietypowe” kartki świąteczne, niewinny templariusz, bezradny kosmita, kryminalna zagadka i katastroficzne wizje. Prasówka retro, czyli artykuły z (zawsze) aktualnych czasopism

Dzisiaj będzie coś szczególnego. Prasówka z - wydawałoby się - archiwalnych czasopism. Ale uważamy, iż okażą się nadal aktualne i interesujące oraz że ich lektura może dostarczyć nie tylko wiedzy, ale również materiału do przemyśleń, inspiracji, nawet rozrywki. A prasówka z czasopism z ostatnich miesięcy? Będzie niedawno, a kolejna w grudniu. W niej także bardzo interesujące teksty.

Oleński Jan, Kartki świąteczne 1980, „Pamięć.pl” 2013, nr 12, s. 45-46

Zazwyczaj kartki bożonarodzeniowe kojarzą się z pocztówkami, w których życzymy naszym bliskim wszystkiego dobrego z okazji nadchodzących świąt. Jednak dla kolekcjonera dokumentów reglamentacji kartki bożonarodzeniowe z 1980 roku to coś jeszcze.

Trzynastym punktem na liście postulatów Międzyzakładowego Komitetu Strajkowego w Gdańsku było wprowadzenie kartek na mięso i jego przetwory. Władza postanowiła zrealizować go właśnie na Boże Narodzenie, wykonanie zlecając władzom lokalnym. Pierwszego dnia obowiązywania kartek, kolejki przed wytypowanymi sklepami mięsnymi ustawiały się już o 3 rano. Normy były następujące: 0,8 kg wędzonek (szynka, baleron, polędwica), 0,5 kg mięsa (schab środkowy, karkowy, wieprzowina bez kości) i 0,25 kg masła. W pozostałych sklepach sprzedawano na osobę po 1,5 kg mięsa i 1,5 kg wędlin nieobjętych kartkami (tzn. gorszej jakości). W województwie katowickim liczba bonów była większa (obowiązywały również na margarynę). Jak ten system funkcjonował w praktyce, jak go modyfikowano – o tym w artykule.


A.B., Klątwa Jakuba de Molay, „Mówią Wieki” 2014, nr 3, s. 4

Wieki mistrz nie szarpał się z pomocnikami katowskimi, zdjął wierzchnie szaty, zmówił modlitwę i spokojnie pozwolił się przywiązać do słupa. Po chwili zapłonął stos. Tak zakończyła się trwająca niemal siedem lat skomplikowana i wyrafinowana operacja króla Francji Filipa IV Pięknego przeciwko templariuszom. Tak też faktycznie zakończyła się historia najstarszego zakonu rycerskiego.

Historia templariuszy do dziś budzi zainteresowanie. Powstała legenda ich skarbu. Jaka była prawda? Na początku XIV w. Francja, po wojnie z Flandrią, podupadła finansowo. Król stał się petentem zakonu, czego nie mógł znieść. Postanowił samodzielnie wyciągnąć rękę po pieniądze templariuszy. Zaczęły się oskarżenia, przesłuchania, prześladowania, których kulminacją była śmierć wielkiego mistrza na stosie. Najbardziej interesujące jest to, co nastąpiło po niej. Jeszcze w tym samym roku zmarli dwaj główni „autorzy” procesu. Król (Filip IV Piękny) i papież (Klemens V). Pierwszy – na apopleksję. Z drugim sytuacja była bardziej skomplikowana. Skądinąd wiadomo, że kolejny, niezależny proces, dowiódł niewinności Jakuba de Molay, ale papież uległ naciskom monarchy i utajnił go. Legenda głosi, że po śmierci Klemensa V piorun uderzył w kościół, w którym wystawiono jego trumnę.

E.T. – The Extra-Terrestrial [wybór artykułów], „Film na Świecie” nr 290-291 (1983), s. 37-56

„E.T.” jest cudownym filmem, zawdzięczającym Cudowności więcej niż Fantastyce. Wszystko, co mogło wydać się trochę ciężkie i niezgrabne w „Bliskich spotkaniach trzeciego stopnia”, tutaj jest doskonałe, dzięki bajkowemu i spontanicznemu wyczuciu całego spektaklu, ale też poszczególnego gagu i ujęcia trafiającego w dziesiątkę. Pomysły (…) i na dodatek emocja (…) prosta, a genialna myśl odwrócenia tradycyjnego schematu science-fiction, w których stwór przybywający z kosmosu niemal zawsze jest najeźdźcą (…). Przeciwnie, ścigany przez „ludzi” (…) natychmiast jest odbierany jako istota jeszcze bardziej ludzka, słabsza. (Max Tessier).

Gdy byłam uczennicą liceum, ten film bił rekordy popularności. Przed naszymi kinami ustawiały się długie kolejki. Bohater, tytułowy E.T., to sympatyczny, aczkolwiek niezbyt urodziwy, przypadkowo pozostawiony na Ziemi kosmita. Dzieje jego przyjaźni z małym Elliotem i próby powrotu do domu są treścią wzruszającego obrazu. Dlaczego go wspominamy? Bo w grudniu przypadnie 70. rocznica urodzin jego twórcy, Stevena Spielberga, a za rok – 35. rocznica premiery filmu. Warto zajrzeć do dawnych numerów miesięcznika wydawanego przez Polską Federację Dyskusyjnych Klubów Filmowych, zawierającego przedruki ze znanych czasopism filmowych na świecie. O E.T. pisali tu: Richard Combs („Monthly Film Bulletin”), Jon Gartenberg („”Films in Review”), Gilbert Adair („Sight and Sound”), Max Tessier („La Revue du Cinéma”) i Allen D. Lowell („American Cinematographer”).


Maciejowska Iwona, Zagadka śmierci pani Pritchard. Konspekt lekcji chemii dla szkół ponadgimnazjalnych, „Chemia w Szkole” 2003, nr 2, s. 86-92

(…) dwugodzinny konspekt lekcji chemii ukazuje nietypowy sposób wprowadzenia pojęć wskaźników kwasowo-zasadowych oraz teorii dysocjacji jonowej.

Co???! Konspekt lekcji w prasówce???! Tak, bo wiele osób lubi… kryminały. A mistrzynią gatunku pozostaje Agatha Christie. Znacie jej opowiadanie Błękitne geranium? Jeśli nie, to przeczytajcie (je w całości). Dziś – nawiązanie. Niemłode małżeństwo Pritchardów mieszkało w pięknym domu z ogrodem. Żona, inwalidka, mająca uciążliwy dla otoczenia charakter, była amatorką wróżb i przepowiedni. Pewnego dnia otrzymała list, w którym ostrzegano ją przed śmiercionośnym dla niej niebieskim geranium. Wcześniej także wróżka wspominała o zagrożeniu z tej strony. I oto kobieta niebawem ujrzała… fatalnie przebarwiony kwiat na nadruku tapety znajdującej się przy łóżku. Umarła z flakonikiem soli trzeźwiących w dłoni… Przybyły na miejsce lekarz stwierdził, że czuje delikatny zapach gazu, ale on z pewnością nie był przyczyną zgonu. Skutek przepowiedni czy zbrodnia? Raczej wiadomo. A rozwiązania problemu należałoby szukać nie w gwiazdach, ale … w chemii. Popatrzmy na tytuł lekcji!


Moyer Michael, Magnetyzm końca. Dlaczego fascynują nas katastroficzne przepowiednie, „Świat Nauki” 2010, nr 10 (specjalny), s. 28- 30

(…) najgorliwszymi i najbardziej przekonującymi prorokami końca świata są sami naukowcy. Bill Joy, jeden z twórców korporacji Sun Microsystems i jej były dyrektor naukowy, ostrzega, że gdyby samoreplikujące się nanoroboty wymknęły się spod kontroli, mogłyby skonsumować wszystko, co jest na Ziemi. Brytyjski astronom Martin Rees natomiast jest gotów pójść o zakład, że jakaś biologiczna katastrofa – wywołana przypadkiem lub celowo – pociągnie do 2020 roku co najmniej milion ofiar (jak na razie brak chętnych do przyjęcia tego zakładu).


W dalszej części wstępu do serii artykułów o tematyce „końca” przedstawiono kolejne zagrożenia, którymi straszą (może raczej – przed którymi ostrzegają) fachowcy. Naukowcy sami zasiewają w nas lęki, oni też próbują zrozumieć i objaśnić ich genezę. O tym są ten oraz kolejne teksty zamieszczone w numerze specjalnym.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz