poniedziałek, 7 kwietnia 2025

Kariera Louisa de Funèsa, "człowiek-silnik", kuchnia sprzed lat, związki ptaków… z kawą... Prasówka retro z (zawsze) aktualnych czasopism

Joanna Bochaczek-Trąbska, Talent - Pasja - Zawód. Droga Louisa de Funèsa do aktorstwa, "Częstochowski Biuletyn Oświatowy" 2024, nr 3, s. 90-95

„Louis de Funès, a właściwie Louis Germain David de Funès de Galarza może poszczycić się jedną z najbardziej błyskawicznych karier w historii kinematografii. (…) Talent aktorski Louisa przejawił się, gdy ten był jeszcze dzieckiem. Jego pierwszą widownię stanowiło rodzeństwo. (…) W młodości dorabiał jako dekorator wystaw sklepowych, pomocnik księgowego, kreślarz, był również pianistą jazzowym. Jego spektakularny sukces można porównać do kariery przysłowiowego pucybuta w Ameryce.”

Jak przebiegała jego kariera? Ale - przede wszystkim - dlaczego… tak rzadko się uśmiechał?!
Link do czasopisma (i artykułu) TUTAJ.

Adam Fishbein, Jak ptaki słyszą swoje śpiewy, „Świat Nauki” 2022, nr 6, s. 66-73

„Ostatnie badania (…) wykazały, że sekwencje śpiewu ptaków nie brzmią dla nich tak samo, jak dla nas. Co więcej, wydaje się, że ptaki najuważniej wsłuchują się nie w melodie, które rozróżniają nasze uszy, ale w występujące w dźwiękach ich śpiewu drobne detale akustyczne, leżące poza zasięgiem ludzkiej percepcji.”

Co i jak zatem słyszą ptaki? Obszerne opracowanie, poparte badaniami i obserwacjami własnymi autora.

Piotr Rataj, Rudolf Diesel - człowiek, który stał się silnikiem, „Mówią Wieki” 2024, nr 12, s. 58-61

„Dziś słowem „diesel” nazywa się – nie tylko w języku polskim – zarówno silnik, jak i najpopularniejsze paliwo do niego. Używając tej nazwy, warto mieć świadomość, że Diesel był jednak człowiekiem, wybitnym inżynierem i marzycielem o niezwykłym życiorysie, którego koniec jest jedną z najbardziej sensacyjnych tajemnic XX wieku.”

Zagadka jego śmierci fascynuje do dziś. Jak naprawdę wyglądały ostatnie chwile Diesla? To była śmierć naturalna, tragiczna czy... zabójstwo?

Izabela Szczęsny, „Historia na talerzu”. Od kuchni okresu okupacji Polski podczas II wojny światowej do kuchni polskiej lat dziewięćdziesiątych XX w. Działania innowacyjne w szkole, "Częstochowski Biuletyn Oświatowy" 2024, nr 3, s. 98-106


Innowacja programowo-metodyczna realizowana w Branżowej Szkole I stopnia Specjalnej nr 1 w Lublińcu. Oto jej bardzo interesujący fragment, czyli prezentacja kuchni powstania warszawskiego:

„Dokonując przygotowania do powstania szacowano, że w Warszawie znajdują się zapasy żywności, które wystarczą na trzy dni dla powstańczego wojska, liczącego około 45 tysięcy żołnierzy, a zdobyczne niemieckie artykuły żywnościowe wyżywią powstańców przez następne siedem dni. Już na początku sierpnia 1944 r. powstańcom udało się zdobyć magazyny z żywnością w dzielnicy Wola, przy ulicy Stawki, w których było kilkanaście rodzajów konserw, duże zapasy cukru, a także czekolada przeznaczona dla pilotów, której szczególne właściwości pozwalały nie zasypiać przez półtorej doby. Innym źródłem zaopatrzenia były składy Polskiej Wytwórni Papierów Wartościowych (…), w których znajdowały się, m.in. duże ilości suszu ziemniaczanego, kasza, konserwy mięsne, czekolada, owoce i trunki. (…) W czasie powstania mieszkańcy stolicy żywili się, m.in. zupami, przygotowywanymi najczęściej na bazie grochu, fasoli, pomidorów i innych warzyw, grzybów oraz ze zmielonego w młynku do kawy jęczmienia, pochodzącego z browaru Haberbusch i Schiele. (…) Do produktów spożywczych powszechnie spożywanych należały też: chleb, ziemniaki, kapusta oraz wszelkie inne warzywa i owoce rosnące, m.in. w ogródkach działkowych (…). Jednak wyprawy po nie były równie niebezpieczne jak udział na pierwszej linii walk z niemieckim okupantem. Ich zbieranie niejednokrotnie odbywało się pod niemieckim ostrzałem, co w wielu wypadkach kończyło się śmiercią osób, które się po nie wyprawiały. Głód zaspokajano również potrawami mącznymi, potrawami z mięsa końskiego, mięsa z królików, podrobami czy też gołębiami, które udało się zwabić do mieszkania rozsypanymi na parapet otwartego okna kilkoma ziarenkami grochu.”
Link do czasopisma (i artykułu) TUTAJ.

Piotr Tryjanowski, Ptaki i kawa - problem wielokrotnie złożony, „Biologia w Szkole” 2022, nr 1, s. 23

„Ptaki budzą wielkie fascynacje, także w kontekście kawy. Jedna z etiopskich legend głosi, że pasterz zauważył ptaki pełne energii i nieco zuchwale się zachowujące. Szybko wywnioskował, że to sprawa diety – miąższu i ziaren kakaowca.”

Jeszcze raz o ptakach, ale w nieoczekiwanym kontekście. Naprawdę istnieje ścisły związek ptaka (penelopy ciemnonogiej) z brazylijską kawą Jacu Bird Coffee! Jaki?

Jerzy Wrona, Geografia w drobnych formach szaradziarskich, „Geografia w Szkole” 2022, nr 1, s. 30-31

„Rozrywki umysłowe są (…) formą wypoczynku, jest to jednak wypoczynek twórczy. Taki sposób relaksu jest źródłem umysłowych korzyści, gdyż w sposób mimowolny dostarcza i utrwala wiadomości z rozmaitych dziedzin wiedzy.”

A jak to się dzieje? Może do przeczytania artykułu skłoni przykład zagadki (wszystkich anagramów, kalamburów, palindromów jest 25):
„O tej rzece nieco pokrętnie powiem tak:
Przez Łódź płynie prosto, przez Monachium wspak.”

Źródło fot. Pixabay.com

piątek, 4 kwietnia 2025

Książki (nie)zapomniane: Aby uchwycić (znikające?) światło

Upalne, duszne lato i wyciszona, późna jesień, a raczej pierwsze porywy zimy. Niespokojne dni i noce nastolatka oraz leniwie upływające godziny starzejącego się mężczyzny. Rozkwitanie i obumieranie.  T a m t o  lato oraz  t a  zima. Dwa plany czasowe i ewolucja spojrzenia na świat. Po prostu "Kradnąc konie" (Ut og stjæle hester) PERA PETTERSONA (ur. 1952).

Dom nad jeziorem, blisko lasu. Mieszka w nim odludek z wyboru. Jego jedynym towarzyszem jest pies. To przypomina skandynawskie klimaty, na przykład „Ptaki” Tarjei Vesaasa (ich luźna adaptacja filmowa, przeniesiona w polskie realia - TUTAJ). Kolejny "odmieniec", nietęskniący za towarzystwem? Tak, ale na tym podobieństwa się kończą.

Trond Sander ma 67 lat. Na głuchą prowincję przeprowadził się po śmierci żony. W mieście mieszkają jego córki, z którymi raczej nie utrzymuje kontaktu. Nie ma telefonu ani telewizora (tylko radio). Dobrze mu w tej samotni. Zawsze za nią tęsknił i oto zrealizował marzenie. Jednak nie będzie mu dane całkowite odsunięcie się od ludzi, bo jeden z nich (jedyny!) mieszka pobliżu. Właśnie wyszedł szukać psa, który lubi uciekać, i nieoczekiwanie, ale znacząco zaraz wkroczy w poukładaną codzienność sąsiada oraz zburzy jego spokój. Lars Haug to z pozoru obcy, ale w trakcie niezobowiązującej pogawędki okazuje się, że znajomy. Ponowne spotkanie ewokuje wspomnienia napływające coraz szerszą falą.

Było gorące lato 1948 roku. Piętnastoletni Trond wyjechał z ojcem na wieś, a matka i siostra chłopca zostały w Oslo. W malowniczym Elverum mieszkał Jon z rodzicami i braćmi - bliźniakami: Larsem i Oddem. Trond szczególnie zaprzyjaźnił się z Jonem, najstarszym z trójki rodzeństwa. Pewnego dnia stało się nieszczęście. Lars wziął niezabezpieczoną strzelbę Jona i niechcący zastrzelił Odda. W tym momencie stało się coś jeszcze: między przyjaciółmi "wyrósł" niewidoczny, ale solidny "mur". Obaj wiedzieli, że już odtąd nie będą się razem podkradać do zagrody bogatego gospodarza, by pojeździć na jego koniach. Nie będą robić wielu fascynujących rzeczy...

Teraz - na przełomie listopada i grudnia 1999 roku, gdy Lars znowu zawitał w jego progi - każdy element krajobrazu i każda czynność przywołują w pamięci to, co minęło. Pierwsze zauroczenie kobietą (matką Jona) i bolesne ukłucie w sercu po odkryciu, że ona i jego ojciec potajemnie się spotykają... Pracę z mężczyznami przy koniach, ścince drzew, przeprawach przez rzekę i poczucie, że jest się (prawie) dorosłym... Samotną podróż do miasta pod koniec wakacji i beznamiętny list od ojca, że zostawia rodzinę i już nie wróci... Tak, Trond bezwiednie powtórzył jego czyn, bo też zostawił córki, wprawdzie już dorosłe, i gdy obecnie jedna z nich przyjechała go odwiedzić, szybko się jej pozbywa...

Piękna powieść. Powiedzielibyśmy: impresjonistyczna. Pełna wspomnień przywoływanych po to, „żeby uchwycić światło, które dawno już zniknęło". Ale ono trwa. W najprostszych, codziennie powtarzanych czynnościach. W wyciszeniu zbędnych pragnień. W zgodzie na życie. I na przemijanie, będące jego ważną częścią. Kiedyś Trond, usiłując z Jonem ukraść konia, nie zdołał uchwycić zwierzęcia, które popędziło przed siebie. Starzejący się mężczyzna teraz już wie, że cokolwiek próbujemy osaczyć i uznać za własne, prędzej czy później nam się wymknie. Przeminie. I nie trzeba tego kurczowo trzymać. Pojawią się nowe radości. Właśnie to jest piękne, że można przez moment poczuć ich smak... A potem kolejny... I kolejny... Bo światło nie gaśnie, tylko o każdej porze przenika ludzkie życie pod innym kątem.

Per Petterson, Kradnąc konie, tł. Iwona Zimnicka, Warszawa 2008. ISBN 978-83-7414-403-2 (sygn. 164483).